listopad

Rydułtowy - Łężczok.     56 km        25-11-2019.
Wyjazd z kolegą do Rydułtów i dalej do Rezerwatu Przyrody "Łężczok". Trasa Przejazdu: Rybnik, Niewiadom, Rydułtowy, Rzuchów, Kornowac, Racibórz Brzezie, Dębicz, Markowice - Łężczok, Babice, Adamowice, Bogunice, Sumina PKP, Jeruzalem, Jejkowice i Rybnik. W Rydułtowach odwiedziliśmy tunel kolejowy z 1854 roku, Ławkę Niepodległości, ławkę Henryka Góreckiego obok biblioteki, dawny cmentarz ewangelicki, pałac w Rzuchowie, krzyż twórców "Sondy" i Łężczok - tu powstaje nowy parking samochodowy. Pogoda dopisała, choć było mglisto. Cała trasa wg licznika to 56.52 km. Kilka zdjęć z trasy:
01. Rydułtowy - tunel foto,
02. Rydułtowy - Ławka Niepodległości przy Pomniku Powstań Śląskch foto,
03. Rydułtowy - Ławka Henryka Góreckiego foto,
04. Rydułtowy - Pomnik dawnego cmentarza ewangielickiego foto,
05. Rzuchów - Pałac foto,
06. Brzezie - Krzyż twórców "Sondy" foto,
07. Łężczok - ambona do obserwacji ptaków foto,
08. Łężczok - nowy parking foto,
09. Babice - kapliczka św. Jana Nepomucena foto,
10. Adamowice - głaz "Mateusz" foto,
To tylko parę zdjęć , więcej w galeri pod miniaturkami.
Galeria zdjęć.
Pieczątka:


Budowa Drogi Regionalnej Racibórz-Pszczyna w Rybniku.      27 km       23-11-2019.
Celem tego wyjazdu jest przejechanie rowerem nie oddanej do użytku Drogi Regionalnej Racibórz-Pszczyna na odcinku rybnickim a także nowo powstałe rondo na Zamysłowie obok zabytkowego mostu o czterech łukach nad Nacyną oraz drogi łączącej Obwiednie Południową z drogą regionalną Racibórz - Pszczyna, Trasa przejazdu: od ronda na Zamysłowie, łącznikiem z Obwiedni Południowej do Węzła Śródmiejskiego, Węzeł Chwałowicki, Węzeł Świerklański, Węzeł Gotartowicki do Ronda Raciborskiego i z powrotem. To była zaplanowana pierwsza na dziś część wyjazdu. Druga cześć to Rezerwat Przyrody Łężczok. Zrezygnowałem z Łężczoka z powodu dwóch kapci jakie zaliczyłem po drodze. Wyjazd ten zaplanowałem na sobotę ze względu na minimalne prace na drodze co ułatwiło objazd. Cała trasa wg licznika to 27.28 km.
Kilka fotek z wyjazdu:
 01. Nowe rondo na Zamysłowie foto,
 02. Łącznik Obwiedni Południowej z Drogą Regionalną foto,
 03. Węzeł Śródmiejski foto,
 04. Węzeł Chwałowicki foto, foto,
 05. Węzeł Świerklański foto,
 06. Wiadukt bezkolizyjny ul. Boguszowicka foto,
 07. Węzeł Gotartowicki foto, foto,
 08. Do Ronda Raciborskiego foto, foto,
 09. Bike-System sklep i serwis rowerowy foto,
 10. Zabytkowy Most Zamysłowski z 1912r. foto.
Galeria zdjęć.


Górki Śląskie 18-11-2019r, tekst otrzymany drogą e-mailową.
Zgodę na opublikowanie opisanej poniższej historii wyraziła sama autorka jak i jej matka pani Małgorzata Drożdż podczas wizyty w ich domu dnia 16-11-2019. Celem wizyty było otrzymanie informacji o skromnym grobie foto, znajdującego się tuż obok ich posiadłości a, o którym mowa w tekście.

Piękne podziękowania należą się dla babci Marii Sikory, wnuczki Julii i jej matki Małgorzaty Drożdż za opisanie i udostępienie tej histoii. Dziękuję!
 
     Wspomnienia z II wojny światowej spisane przez Julię Drożdż, szesnastoletnią   wnuczkę Marii Sikory na podstawie rozmowy z babcią.

W roku 1944 rosyjscy żołnierze  przekroczyli granicę niemiecką. Między Suminą,  znajdująca się poza terenami niemieckimi i Górkami Śląskimi przechodziła potężna piechota rosyjska. Dla mieszkańców wsi, było to coś zarówno przerażającego, jak i coś co wzbudziło pewną ciekawość i podziw. Każdy z żołnierzy bowiem walczył za swój kraj, każdy z nich znajdował w sobie odwagę, mimo że doskonale wiedział jak okrutna potrafi być i jest wojna. Nie wszyscy są gotowi do takich poświęceń.
W małych Górkach Śląskich żołnierze pozostali przez kilka dni. Podczas tego czasu, niektórzy mieszkańcy poznali ich naturę, która bywała bardzo zróżnicowana. Skala rozpoczynała się od idealnego przykładu zasłużonego oficera, który brał dzieci mieszkańców na kolana, obdarowywał je dobrotliwym uśmiechem i kołysał do snu, snując powoli historie o  zaczarowanych krainach.  „Skala dobroci” kończyła się niestety na  Rosjanach o kompletnym braku przyzwoitości i szlachetności, którzy nawiedzając domy ludzi zainteresowani byli tylko i wyłącznie godnymi gospodyniami, które musiały chować się pod strychem własnego domu. Niestety przeglądając szeregi takiego wojska, bardzo rzadko trafiało się na prawidłowy kraniec skali. Pewnego dnia, podczas pobytu armii w Górkach Śląskich, dwóch żołnierzy przyprowadziło młodego chłopca pod drzwi dziadków mojej babci. Byli to ludzie, którzy za wszelką cenę bronili swojej godności i polskości. Jednak widząc dwóch, wyrośniętych jak dęby mężczyzn z  automatami, pytających o znajomość  tego człowieka, gorliwie i zgodnie z prawdą zaprzeczyli. Młody człowiek o blond włosach, jasnej cerze i niebieskich oczach dla Rosjan w tamtych czasach kojarzył się tylko i wyłącznie  z jednym. Zwłaszcza kiedy nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Znajdował się zbyt blisko ich obozu i cały czas uporczywie nie wydobywał z siebie żadnego słowa. Nie błagał, nie prosił, tłumaczyć się  też nie miał zamiaru. Wiedział, że to i tak nic nie da. Pogodziwszy się ze swoim nieuniknionym losem, spuścił głowę i czekał. Żołnierze stwierdzili więc, że  dalsza tułaczka z niezidentyfikowanym jeńcem nie  ma sensu. Odprowadzono go więc pięćdziesiąt metrów od drzwi moich prapradziadków i odwrócono plecami do oprawców, odblokowano zabezpieczenie automatu, któremu towarzyszył krótki klik, wymierzono i raz na  zawsze rozstrzygnięto problem nieznajomego przybysza. Cały ten rytuał przebiegł w kompletnej ciszy, nikt nie odezwał się słowem. Żołnierze wrócili do domu moich prapradziadków i kazali dziadkowi mojej babci  wykopać dół. Sprzeciwić się takim ludziom, którzy przed chwilą dopuścili się morderstwa z zimną krwią na oczach mieszkańców na pewno nie jest łatwe, a tym bardziej racjonalne czy logiczne. Tak więc, stary wziął łopatę i rozpoczął kopanie. Żołnierze przypatrywali się jego pracy. Gdy skończył, stali jeszcze nad jego grobem w  pewnej zadumie, następnie odwrócili się i powrócili do swojego obozu. Kłopot uznali za zażegnany. O grobie nieznajomego chłopca nigdy nie zapomniano. Do teraz świecimy na jego grobie znicze i składamy wielobarwne kwiaty w listopadowe wieczory. Brzozowy krzyż wetknięty w glebę pod zwisającymi pędami płaczącej wierzby przypomina tamte chwile.
Po paru dniach od przekroczenia  granicy przez pierwszą rosyjską jednostkę, kolejne szwadrony zaczęły napływać do wsi. Zarządzono ewakuację ludności. Rodziny musiały stawić czoło kompletnie niemożliwej perspektywie. Jak to? Porzucić dom, pola, farmy, hodowle? Jednak żołnierze byli zupełnie niewrażliwi. Wojna to wojna. Spakowano więc jak najwięcej jedzenia na drewniane wozy i zaprzęgnięto je. W duszy mieszkańców zawsze pozostawał mały promyk nadziei, że jeszcze zobaczą znajome rozległe pola, zielone korony szepcących drzew, że usłyszą ciche zgrzytanie schodów starego, dębowego domu i klekotanie furtki, z której schodziła  niegdyś jaskrawo czerwona farba.
Podróż po ścieżkach i małych dróżkach prowadzonych przez najgęstsze z najgęstszych lasów, którą byli zmuszeniu przebyć ciągnęła się niemiłosiernie. Kilkadziesiąt kilometrów od domu znaleźli niezajęte i otwarte dla nich miejsce, małą wioskę o nazwie Stanica. Mając już dach nad głową, po niekończącej się tułaczce jeszcze niedawni mieszkańcy Górek Śląskich byli spokojniejsi. Przynajmniej niektórzy. Podczas jednej z nocy przeprowadzono kontrolę. W domu, gdzie miała swój tymczasowy pobyt rodzina mojej babci, nocował pewien młody człowiek, na którego wołano Wujek Janek. Schowany, drżał z przerażenia tak, że gdyby nie kawałek szmaty włożonej między jego zęby, zdradzić mogłoby go jego własne klekotanie żuchwą. Żołnierze przeprowadzający kontrole parę razu tylko zagrzmieli potężnymi głosami pytając: „Czy tu jest ktoś?”, po czym odeszli. Na szczęście gdy wrócili po paru tygodniach, nie przyszli po to, aby przeprowadzić kontrolę, ale po to, by oznajmić strapionym mieszkańcom, że mogą wrócić do swoich domów. Radość wynikająca z wyczekiwanego powrotu była wszechogarniająca.  Wróciwszy do domów, większości rodzin ciągle udzielała się ta radość. Niestety nie wszystkim. Nie każdy miał takie szczęście. Okazało się, że dwa domy zostały podpalone, a ich czasy świetności będą tylko i wyłącznie wspomnieniem. Jeden z tych domów należał do rodziny mojej babci. Świadomość nadchodzących ciężkich czasów nagle stała się coraz bardziej dręcząca. Nie dawała spokoju zmęczonym oczom. Okoliczności związane z wojną nie były zbyt sprzyjające nagłej potrzebie kompletnego remontu tak wielkiego domu. Rodzina mojej babci przeprowadziła się do dziadków, gdzie mieszkała babcia Anna. Nie miałam szansy osobiście jej spotkać, umarła zanim się urodziłam, ale historie o jej dobroduszności nigdy nie gasną.  Nawet ci, którym dane im było ją znać względnie krótko, zawsze wspominali ją z lekkim uśmiechem i tęsknotą w oczach. Wzorowa matka i wspaniała gospodyni. Jej mąż, Albin, weteran wojska niemieckiego, siedmiokrotnie ranny, z wieloma odznaczeniami połyskującymi dumnie na piersi w blasku słońca zaginął po bitwie pod Stalingradem. Jednak w 1948 roku powrócił na swoje ziemie, tym razem jednak bez godnego błysku na mundurze. Gdy  wszelka już  nadzieja opuściła ich serca w bitwie stalingradzkiej, gdy wiedzieli, że z tamtej drogi nie ma już powrotu i że już prawdopodobnie nic ich nie uratuje, zakopali swoje liczne, honorowe medale. Babcia Anna od roku 1943 do momentu jego powrotu nie traciła nadziei i wierzyła, że on powróci. Zawsze troszczyła się o  innych.  Po powrocie do Górek Śląskich ze Stanicy, mimo nieuniknionej konsekwencji wojny, jaką jest bieda i głód, babcia Anna nigdy  przekładała własnego dobra nad dobro innych, wręcz przeciwnie. Chcąc zapewnić wyżywienie rodzinie poświęcała się i pokonywała  niewyobrażalne dystanse aby zebrać dorodne, złote kłosy żyta. Te kłosa były następnie łuskowane na kamiennych młynkach i młócone w stodole. Z całego tego wysiłku powstawał cudowny chleb. Żytni, dobry wypiek, który nigdy nie zawodził i zawsze wywoływał gorące uśmiechy na twarzach dzieci. Babcia Anna patrzyła zawsze i czuła, że dla takiego efektu, była w stanie przejść nawet za Wisłę i jeszcze dalej.
Odbudowę spalonego domu rozpoczęto niedługo po powrocie rodzin do wsi. Jej ojciec wiedział, że nie ma czasu do stracenia. Mimo swojego podeszłego wieku był odpowiedzialny za utrzymanie swojej rodziny. Praca w lesie, której się podjął wymagała silnej ręki i niezwykłej wytrzymałości. Ale wiedział, że musi - tylko on był w stanie zarobić i odbudować dom dla swojej rodziny. Godna podziwu determinacja i zaangażowanie towarzyszyły mu aż do śmierci.  
W roku 1945 rosyjskie wojska wyzwoliły więźniów oświęcimskich. Wśród wielu wsi i  miast, przez które je przeprowadzano znalazły się Górki Śląskie. Marsz ten podczas srogiej zimy wydawał się rzeczą niemożliwie okrutną. Składał się ze snujących, przemęczonych, przemarzniętych, szarych ludzi, których twarze z zapadniętymi oczami miały taki wyraz, że mieszkańcy mijanych wsi śmiertelnie się bali ledwo na nich spoglądając. Żołnierze prowadzący ten cichy karawan śmierci nie wiedzieli, co to łaska. Byli jej kompletnie pozbawieni. Z chwilą, gdy orientowali się, że ktoś nie będzie w stanie dalej obojętnie iść przed siebie znali tylko jedno rozwiązanie i wykonywanie go przychodziło im  z  niezwykle nienaturalną łatwością. Gdy wolno poruszająca się kolumna zabiedzonych ludzi w pasiakach opuszczała wieś, ulice na nowo robiły się puste, z tym, że teraz dodatkowo pozostały na nich pamiątki wojny, cierpienia i  nieubłaganego końca. Trupy ludzi, którzy padali z głodu, wycieńczania lub mrozu. W Górkach Śląskich ulica po „marszu śmierci” usiana była martwymi ciałami, które zebrano na cmentarzu przy ulicy  Ofiar Oświęcimskich. Powstała mogiła do dnia dzisiejszego stanowi pomnik upamiętniający tamte okrutne czasy, o których nigdy nie dane będzie nam zapomnieć. 
              „Kto nie zna historii, skazany jest na jej powtarzanie”  - Herman Koch.

 
                                                                                                              Julia Drożdż
 
Górki Śląskie - źródła "Kadłub"   36 km.        16-11-2019r.
Wyjazd z kolegą do Górek Śląskich w poszukiwaniu źródeł wody. Jak się później okazało źródeł jest tam więcej. Źródełka te znajdują się w lesie zwanym Smolok u podnóża wzniesienia Kampy, mają czystą zimną i smaczną wodę, źródełka ta nazywane są przez miejscowych "Kadłub" nadal są używane. To nie wszystko, znaleźliśmy też w odstępach leśnych stary poniemiecki zbiornik p.poż z lat 1935-6, w którym wg miejscowych miała utopić się w nim krowa. Jest też tam grób żołnierza niemieckiego i rzeźba rycerza Wańki obok której stoi  tablica w języku śląskim o "Alei Dębowej". O źródłach jak i o innych ciekawostkach, informacje znalazłem w wydanej przez pana Henryka Podstawki książki "Górki Śląskie - Krajobraz przeszłości według źródeł pisanych i przekazów ustnych”. Jest też wersja elektroniczna tejże książki TU zapraszam do zapoznania się z tą ciekawą książką. Trasa przejazdu: Rybnik, Jejkowice, Sumina, Górki Śląskie, drogą leśną Górecką, kapliczka św. Huberta, drogą leśną Trawiastą do Zwonowskiej i w prawo do Stodół. Dalej to Chwałęcice, starą ścieżką rowerową przy Zalewie Rybnickim, Orzepowice i Rybnik. Cała trasa wg licznika to 35.58 km. Poniżej kilka zdjęć z trasy:
01. Miejsce spotkania foto,
02. Sumina PKP foto,
03. Górki Śląskie - kościół Dobrego Pasterza foto,
04. Budka wartowniczo-graniczna na prywatnej posesji foto,
05. Były zbiornik p.poż z lat międzywojennych foto,
06. Jedno ze źródełek zwane "Kadłub" foto,
07. Drugie źródełko "Kadłub" foto,
08. Grób młodego mężczyzny foto, miał ok 20-22 lat, był blondynem o niebieskich oczach i w cywilnym ubraniu bez dokumentów. Został przyprowadzony do pobliskiego domu przez rosyjskich żołnierzy w celu identyfikacji. Miejscowi go nie rozpoznali, więc go zastrzelili obok ich domu. Zwłoki nadal tam spoczywają.
09. Rzeźba rycerza Wańki foto, obok której stoi tablica z opisem w języku śląskim o "Alei Dębowej".
10. Stodoły - dawny Urząd Celny foto,
Więcej zdjęć w Galerii zdjęć pod miniaturkami.
Galeria zdjęć.


Kuźnia Raciborska - Rudy.    55 km         14-11-2019
Kolejny wyjazd do Kuźni Raciborskiej z kolegą Antonim w miejsce, gdzie zginęło trzech saperów podczas usuwania niewybuchów, a także odwiedzenie wiaty KŁ. Ostoja jak i odszukanie prywatnego domku myśliwskiego z kapliczką św. Huberta. Trasa przejazdu: Rybnik, Jejkowice, Szymocice, drogą leśną Szymocicką do Pańskiej, Krzyż Saperów, drogą Rudzką do Hotelowej, Barachowską do Zakazanej, wiata KŁ Ostoja, Rudy, droga leśna Dworcowa, chata myśliwska, Paprocany, Stodoły Orzepowice, Rybnik.  Pięknie dziękuje kolegowi Antoniemu za towarzystwo. Cała trasa wg licznika to 55.19 km.
Kilka fotek z wyjazdu:
 01. Kapliczka św. Huberta foto,
 02. Na Szymocickiej foto,
 03. Na Pańskiej - Krzyz Saperów foto,
 04. Zakazana - wiata KŁ Ostoja foto,
 08. Kotlarska - Stary Pień foto,
 06. Stacja kolejki wąskotorowej foto,
 07. Chatka myśliwska - prywatna foto,
 08. Stodoły - Mogiła Pamięci foto,
 09. Kolumna Madonny foto,
 10. Mieszkańcy rzeki Nacyny foto.
Galeria zdjęć.


Śladami Dziedzictwa Przemysłowego Rybnik-Niewiadom.  16 km.    08-11-2019
Wycieczkę rowerowa Śladami Dziedzictwa Przemysłowego zorganizował kolega Antoni Warmula on też zaprosił znawcę oraz pasjonata historii górnictwa okolic Rybnika pana Andrzeja Adamczyka. Opowiadał nam o historii powstania kopalni  Beatensglück, czyli Szczęście Beaty w Niewiadomiu. W latach 80 – tych XIX wieku była największą kopalnią w rejonie Rybnika. Do dnia dzisiejszego pozostało niewiele śladów z dawnej świetności kopalni. Wiele z nich ukrytych jest w kompleksach leśnych Niewiadomia. Do tej wycieczki zaprosiłem także kolegów i razem z panem Andrzejem ruszyliśmy tzw. Industrialną Pętlą Terenową nieco zmodyfikowaną. Wielki szacunek i podziw dla pana Andrzeja za jego wiedzę i kondycję. Trasa, którą nas prowadził była trudna i miejscami niebezpieczna. Całą historię okolicy pan Andrzej opisał w formacie PDF "Kopalna Szczęście Beaty Beatensglück w Niewiadomiu" Piękne podziękowania dla pana Andrzeja za opowiadanie i oprowadzanie jak też koledze Antoniemu za zorganizowanie wyjazdu i kolegom za udział. Wszystkie informacje jak i zdjęcia map są udostępnione za ustną zgodą przez pana Andrzeja. Mapy zostały przerobione przezemnie z  pozycji poziomej do pionowej, by można było je odczytać. Więcej o panu Andrzeju Adamczyku TU. Cała trasa wg mojego licznika to 15.95 km.
Galeria zdjęć.





Kuźnia Raciborska - Krzyż Saperów   59 km  07-11-2019
Wyjazd z kolegami do Kużni Raciborskiej w celu odszukania krzyża saperów ustawionego "W hołdzie saperom poległym 08-10-2019 w kuźniańskim lesie przez Druhów z OSP Kuźnia Raciborska". Trasa przejazdu: Rybnik, Jejkowice, Sumina, Górki Śląskie - Aleja Dębowa, Jankowice Raciborskie, leśniczówka Wildeck, źródełko Hugo Qelle, Góra Zamkowa Schlossberg, droga leśna Pańska - krzyż saperów, przejazd przez drogę Rudzką do Hotelowej i Zakazanej, wiata KŁ "Ostoja", Zakazaną do Kotlarskiej, Rudy, Stodoły, Chwałęcice, Orzepowice. Poniżej kilka fotek z przejazdu:
 01. Miejsce spotkania foto,
 02. Aleja Dębowa foto,
 03. Kapliczka św. Huberta foto,
 04. Żołnierskie groby  z 26-01-1945 r foto,
 05. Leśniczówka Wildeck foto,
 06. Źródełko Hugo Qelle foto,
 07. Góra Zamkowa Schlossberg foto,
 08. Spotkanie z kolegą Januszem Weres foto,
 09. Krzyż Saperski na Pańskiej foto, więcej TU,
 10. Spotkanie z kolegami z Chwałowic i nadleśniczym foto,
 11. Wiata KŁ Ostoja foto,
 12. Nowa ścieżka rowerowa wokół Zalewu Pniowiec foto,
i wiele innych ciekawych objektów po trasie przejazdu. Pozdrawiam wszystkich uczestników wyjazdu! Cała trasa wg licznika to 59 km.Galeria zdjęć.



październik                                          strona główna                                                  grudzień